Skip to main content

Tkanie jest jak matematyka

Beata Palikot-Borowska – w Fastach od roku 1996 do 2010 na stanowisku projektantki specjalizującej się w kolorowo tkanych wzorach

 

Jest jedną z nielicznych Fastowiaczek, która po likwidacji fabryki nie przestała zajmować się tkactwem. Stało się ono jej sposobem na życie – nie tylko pracą, ale też pasją. Niedawno uruchomiła pięknie urządzoną, zastawioną starymi krosnami pracownię tkactwa artystycznego. Uczy wszystkich zainteresowanych tworzenia oryginalnych wzorów z przeplatających się nici, a przede wszystkim sama się w tym spełnia.

Do Fast przyszła, ponieważ za pierwszym razem nie dostała się na artystyczne studia dzienne. Białostocki zakład poszukiwał akurat kogoś, kto zechce projektować kolorowo tkane desenie. Z kombinatem żegnała się wtedy niezwykle barwna postać i fastowska legenda Gertruda Rzepecka. Chciała przyuczyć następczynię do tkania kratek.

W pracowni z Gertrudą Rzepecką

Pani Beata miała wtedy 19 lat, Rzepecka ponad 60. Dzieliły je trzy pokolenia. Gertruda, niekwestionowana mistrzyni kolorowych tkanych krat była kobietą wyzwoloną i z charakterem. Znał ją cały zakład. Odpalała papierosa od papierosa, na koniec dnia pety wysypywały się z popielniczki, w pokoju, gdzie razem pracowały było siwo od dymu. Na śniadanie raczyły się czarną, fusiastą kawą, tzw. siekierą. Ale Beata Palikot-Borowska nie odbierała tego wtedy ze zgorszeniem, raczej jako koloryt i klimat tamtego zakładu, tworzonego jeszcze przez pierwszych Fastowiaków i Fastowiaczki, którzy zaczynali w zupełnie innych, peerelowskich realiach. Szybko się dogadały, bo nastoletnia wówczas Beata łapała w lot i miała wyobraźnię przestrzenną. Przeplatanie nici, wyobrażanie sobie końcowego efektu bawiło je obie.

Młoda uczennica nie miała też problemów z matematyką, a tkanie to system zerojedynkowy. Trzeba wszystko skrupulatnie wyliczyć: gęstość, układ osnowy w stosunku do wątku. Przed 2000 rokiem te wszystkie rachunki robiło się „na piechotę” na kartce kredkami Bambino. Potem należało tylko trzymać się schematu. Podobała jej się przewidywalność i bezpieczeństwo jakie daje bezbłędnie przygotowany projekt, jak dobry matematyczny wzór, jasno wytyczona droga.

Przejście z epoki kolorowego tkania do druku

Na początku zatrudniona została na stanowisku technologa, bo w tym dziale powstawały kolorowo tkane kratki. Potem dołączyła do zespołu projektantek. Studiowała już wtedy tkaninę na ASP w Łodzi. Pracowała razem z Barbarą Kapuścińską, Ewą Wrażeń, Ireną Garbiec.

Był to już właściwie schyłek potęgi Fast, choć w drugiej połowie lat 90. nie było jeszcze świadomości, że zbliża się nieuchronny koniec. Fastowskie kolorowe tkane kratki ciągle były popularne i wyróżniały Białystok na tle innych krajowych zakładów. Zresztą do dzisiaj mają swój prestiż, szlachetność, trzymają jakość i są świetnym przykładem dobrego wzornictwa. Po 2000 roku wyparł je szybszy i prostszy druk rotacyjny. Dawał on też więcej możliwości, np. robienia krótszych serii produkcyjnych, łatwiej było zmienić paletę barw. Druk był tańszy w porównaniu z długim i kosztownym procesem jakim było osnucie i przygotowanie krosna do produkcji tkaniny kolorowo tkanej.

Jednak i druk bywał wyzwaniem, na przykład, kiedy nanoszony był na materiał o specyficznym splocie: rzadszy czy wypukły. Dużo się więc eksperymentowało. Były i takie projekty, które po prostu nie wyszły. Fasty dawały duże pole do poszukiwań, każda z projektantek mogła znaleźć nisze, coś w czym była dobra. Beata Palikot-Borowska nie raz wracała z poznańskich targów z medalem za swój projekt. Pamięta złoto przyznane za tkaninę o nazwie „Fred”.

Najważniejszy był czynnik ludzki

Projektant przemysłowy musi brać pod uwagę różne ograniczenia, ba – często to właśnie one uruchamiają szczególne pokłady kreatywności. Ma się do dyspozycji tylko określoną, zazwyczaj niewielką gamę kolorów. Kiedy Beata Palikot-Borowska pracowała w Fastach maszyny w drukarni były 12-wałowe, czyli maksymalnie w grę wchodziło 12 kolorów. Przy tkaninach kolorowo tkanych barw do wykorzystania było jeszcze mniej – 5 czy 6. Przy tych ograniczeniach w druku trzeba było uzyskać różnego rodzaju przejścia i efekty stosując melanże, prósze czy nakładając jeden kolor na drugi.

Czymś bardzo innowacyjnym w owym czasie były tkaniny drukowane raportem tkackim (powtarzalnym motywem) na pełnej szerokości, czyli o wymiarach 1,60 metra na 64 cm. Na przełomie lat 90. i 2000. robiło się projekt jeden do jednego. Malowało się go farbami na brystolu na kreślarskich stołach. Przygotowanie takiego dużego wzoru było skomplikowane i zajmowało nawet tydzień. Namalowany deseń rysowniczka przenosiła na siatki, które potem się naświetlało. To był długi, żmudny proces i na każdym etapie produkcji tkaniny najważniejsi byli kompetentni ludzie. Spotykało się, konsultowało, przegadywało problemy. Fasty to był zespół i najważniejszy był czynnik ludzki.

Zadanie dofinansowane ze środków z budżetu Miasta Białegostoku.