Fundacja DOM otrzymała w czerwcu 2020 dofinansowanie ze środków budżetowych miasta Białystok na realizację projektu pt. „Fasty – historia miasta”. Jest to dla nas bardzo ważne bo pozwoliło na kontynuację rozpoczętych w 2019 roku prac dokumentacyjnych, zbieranie opowieści dawnych pracowników Fast. W wielu prywatnych zbiorach, archiwach, także w ludzkiej pamięci można wciąż odnaleźć materialne i niematerialne ślady naszych tradycji włókienniczych i wzorniczych. W ramach projektu „Fasty-historia miasta” chcieliśmy do przynajmniej części z nich dotrzeć, opisać je, sfotografować i zebrać w opracowanie, które pokaże czasy powojennej świetności naszego lokalnego przemysłu włókienniczego i wzornictwa przemysłowego. Projekt był realizowany od sierpnia do grudnia 2020.
Białostockie Zakłady Przemysłu Bawełnianego FASTY
Białystok zawdzięcza swoją pozycję jednego z większych miast wschodniej Polski przemysłowi włókienniczemu, który rozwijał się tu najintensywniej w XIX wieku. Dzięki koniunkturze na rynku powstały tu duże fabryki. Najbardziej znane to Beckera, Hermana Commichau, Hasbacha. Po wojnie zostały znacjonalizowane, ale większość nadal pracowała pod innymi nazwami (Biruna, Pasmanta, Fabryka Sierżana).
Mając odpowiednie zaplecze, władze PRL w 1953 roku rozpoczęły budowę kombinatu, który miał pokazać rozmach socjalistycznej gospodarki. Projekt generalny budowy nowej fabryki opracowało moskiewskie Biuro Projektów „Giprolegprom”. Budowa BZPB Fasty, dziecka planu 6-letniego trwała etapami. Już w 1954 roku ruszyła z produkcją przędzalnia średnioprzędna. Budowa zakończyła się dopiero w 1969 roku, kiedy oddano do użytku ostatni obiekt – drukarnię. Tak powstało największe przedsiębiorstwo w powojennej historii Białegostoku i trzecia co do wielkości fabryka włókiennicza PRL. Działa blisko pół wieku.
Fasty zajęły dwa hektary hal fabrycznych pod dachem. Mieściły się w nich trzy przędzalnie, dwie tkalnie (biała i kolorowa), wykańczalnia, farbiarnia. W latach 70. pracowało w nich nawet 7 tys. osób. W sumie, przez 50-lat w Fast zatrudnienie znalazło ponad 30 tys. osób. Przeważały kobiety (70 proc.), wiele dojeżdżało do kombinatu z okolicznych wsi. Praca w Fastach była ciężka, “fizyczna”, na trzy zmiany (w tym nocne). W tkalni w przekraczającym 100 decybeli hałasie, w przędzalni w wilgotnym pełnym pyłu powietrzu, w farbiarni w oparach chemikaliów. Ale była też dla większości wiejskich kobiet społecznym awansem, choć nieraz rujnowała ich życie prywatne. Przez pół wieku działalności przez kombinat przewinęło się kilkadziesiąt tysięcy osób, co wywarło olbrzymi wpływ na strukturę społeczną miasta, jego kulturę i gospodarkę.
Fasty były idealnym wytworem socjalizmu, ze swoją gigantomanią, przodownictwem pracy, biciem rekordów. Stanowiły swoiste miasto w mieście (obiekt miał elektrownię, oczyszczalnię ścieków, rampę kolejową i lokomotywy, szkołę przyzakładową, sklepy, przychodnię, schron, saturatornię, tuczarnię). Były też polem do popisu dla propagandzistów, którzy organizowali pogadanki, pochody, bratnie wizyty, wycieczki do demoludów. Fasty to wreszcie peerelowska patologia z akceptowalną kradzieżą, pijaństwem, donosicielstwem. W opowieściach byłych pracowników mowa jest o codziennym mozole, chybotliwej stabilizacji, niezamierzonym bohaterstwie i zawsze trudnych wyborach. Mimo to wielu byłych fastowiaków wspomina zakład z sentymentem. Ponieważ sytuacja powszechnego niedostatku budowała też więzi, budziła kreatywność, uczyła zaradności i dawała też poczucie, że wszyscy mają “tak samo mało”.
W latach 80 Fasty były inicjatorem strajków w Białymstoku (zgłoszono tam 612 postulatów). Ale wolnorynkowe zmiany, jakie nastąpiły w ich wyniku, doprowadziły do likwidacji zakładu i utraty pracy przez wielu ludzi. W 1998 roku straty firmy sięgały 18 mln zł przy pikującej w dół sprzedaży i ujemnych kapitałach. Dług wobec ZUS-u i skarbu państwa sięgał 56 mln. W 1999 roku Fasty podzieliły się na spółki. Dzisiaj w dawnych budynkach wykańczalni działa firma włókiennicza Andropol, która jest w pewnej mierze spadkobiercą Fast. W miejsce PRL-owskiego kolosa powstało wiele małych zakładów, sklepów i magazynów. Niedawno z frontowej ściany najbardziej wyeksponowanego budynku znikł napis: „Jaka praca dziś” stanowiący pierwszy człon propagandowego hasła, które niegdyś witało wchodzących do kombinatu u fastowiaków: „Jaka praca dziś – taka Polska jutro”.
ROZMOWY Z BYŁYMI PRACOWNIKAMI BIAŁOSTOCKICH ZAKLADÓW PRZEMYSŁU BAWEŁNIANEGO FASTY
Do Fast trafiła z przymusu. Nie zdała do Liceum Ekonomicznego. Rok przesiedziała w domu i w 1965 roku rozpoczęła naukę w szkole przyzakładowej. Na początku zupełnie jej się nie podobało. Kiedy nauczyciel oprowadził klasę po fabryce, wszechobecny hałas i metaliczny szczęk krosien był dla niej tak przerażający, że przez tydzień w domu płakała.
Czasami w autobusie, jadąc po nocnej zmianie torebka łupnęła na ziemię i człowiek łapał się na tym, że przysnął stojąc. Często i przy krosnach „śpik” brał. Opierała głowę o kosz z cewkami i drzemała kapkę. Jak była dobra pruczka, to zastępowała na pół godzinki i można było do kantorka dla matek karmiących wymknąć się i pół godziny pospać.
Zadanie dofinansowane ze środków z budżetu Miasta Białegostoku.